Indigo

Indigo. Akt 12

Wiejący tego poranka mocny, nadmorski wiatr szarpał koszulą Selena i smagał jego opalone policzki, czego jednak zamyślony mężczyzna zdawał się kompletnie nie zauważać. Kilka godzin wcześniej, nie mogąc spać i czując jedynie narastającą frustrację, po cichu wymknął się z komnaty i nim się obejrzał, znów zawędrował do tej mniej reprezentatywnej części ogrodu Lorcana. To miejsca stawało się jego azylem, przestrzenią na złapanie oddechu i próbę zdystansowania się.
W tej chwili naprawdę tego potrzebował.
Wspomnieniami wciąż wracał do rozmowy z Iasonem, przypominając sobie jego historię fragment po fragmencie. Trudno byłoby mu powiedzieć, że teraz rozumiał kochanka lepiej, bo wiele z tego, o czym Iason mówił, było mu kompletnie obce. Nigdy prawdziwie nie odczuł tęsknoty za utraconym rodzicem, tak samo jak nigdy nie poczuł się przez rodzinę zdradzony.
Wynikało to oczywiście z prostego faktu, że żadnej rodziny nie posiadał.
Czuł się jednak wdzięczny i wyróżniony, bo mógł wyobrazić sobie, jak wiele kosztowało Iasona to wyznanie. I tak jak jeszcze dwa dni wcześniej czuł, że znów coś utracili, że znów coś w swojej relacji popsuli, tak ta szczerość kochanka zdawała się to wszystko rekompensować i zbliżyła ich do siebie nawet bardziej.
Ostatnie słowa zwieńczające historię mężczyzny zadźwięczały mu w głowie.
Koniec końców Iason nie zdecydował się na wyznanie tej „jeszcze jednej rzeczy”, która jego zdaniem miała zaważyć na przyszłości ich relacji. I chociaż Selenowi wydawało się, że po tym wszystkim nie istniało już nic, co mogłoby wpłynąć na jego zdanie, ówczesny ton Iasona był bardziej niż niepokojący. Bo tak jak swoją opowieść Iason snuł spokojnie – właśnie tak, jakby była to opowieść, a nie historia jego życia – tak te ostatnie zdania wypowiedział już zgoła inaczej.
Mężczyzna sapnął cicho i odruchowo złapał za stronę, którą wiatr nagle wyrwał mu spomiędzy palców. Nie istniała obawa, że porwie ją ze sobą, bo Selen ściskał jej brzegi mocno obiema dłońmi, a jednak skutecznie wyrwało go to z zadumy. Sidhe popatrzył na trzymaną kartkę, z którą, z uwagi na jej stan, nie powinien był wychodzić na zewnątrz i narażać jej na jeszcze większe niż dotychczas zniszczenie czy wyblaknięcie. I tak już w miejscach, w których trzymał ją tak kurczowo, pozostały ślady jego palców, a delikatny papier lekko, ale też prawdopodobnie nieodwracalnie, się pofalował.
Selen przyjrzał się stronie, której treść znał już na pamięć i którą też przypuszczalnie skopiowałby bez większych problemów, bo nawet boskie, nieznane mu dotąd runy miał pod powiekami, gdy zamykał oczy.
Sam już nie wiedział, co i komu chciał udowodnić, ale odkąd zabrał tę kartkę z biblioteki, jego myśli, niezależnie od tego czym pierwotnie były zaprzątnięte, wciąż lgnęły ku jej treści, analizowały ją i snuły dalszą opowieść – i to właśnie było najbardziej niebezpieczne.
Bo co tak naprawdę miał przed sobą?
Nie było to nic poza prowizorycznym aktem małżeńskim, bądź wpisem w kronice, który, jak dowiedział się od Opala, w takim razie ignorował wszelkie zasady sporządzania spisów. Oto Tantiel, będący na Ziemiach Południa najpewniej przejazdem, a pochodzący z Królestwa Północy, wziął sobie za żonę urodzoną tutaj Idril, przy czym „tutaj” było zagadnieniem szerokim, odnoszącym się prawdopodobnie, do którejś z okolicznych osad.
I już w samej tej informacji za dużo było „najpewniej” i „prawdopodobnie”. Selen jednak zwyczajnie nie umiał na tym poprzestać.
Mając z tyłu głowy rodzinną historię Iasona, a także ściskając w dłoniach tę stronę, jego wyobraźnia samoistnie wskazała mu jakiś dziwny trop, za którym mężczyzna podążył bardziej niż chętnie.
Na dokumencie nie figurowała żadna data, ale z powodu zastosowanych run zdaniem Opala mógł mieć więcej niż sto lat, a podczas tych kilku rozmów, jakie Selen przeprowadził z chłopcem w bibliotece Lorcana, stał się on dla niego kimś w rodzaju autorytetu we wszelkich sprawach związanych z pismem i jego historią.
A zatem trzymał właśnie ponad stuletni dokument, poświadczający o związku kobiety krwi południa z mężczyzną krwi północy. To był fakt. Biorąc pod uwagę tę niedbałość w zapisie, Selen również za fakt uznał, że małżeństwo musieli zawierać w pośpiechu. Być może planowali wyjazd. Być może spodziewali się dziecka.
I tak, z tych kilku faktów i całej masy domniemań, w umyśle Selena narodziła się historia młodego małżeństwa, podróżującego z Ziem Południa do Królestwa Północy. Tantiela wyobrażał sobie, jako kupca z zamiłowaniem do podróży, ale awersją do koni. Malował się przed nim jako mężczyzna przeciętnej urody, ale ogromnej charyzmy, a błękitne oczy, tak typowe dla mieszkańców Północy niewywodzących się z żadnego konkretnego rodu, wyraźnie odznaczały się na jego jasnej twarzy. To po nim Selen miałby te oczy.
Idril zaś, jako mieszkanka Południa, była niskiego wzrostu. Jej uszy były szersze, a ich końce lekko zwracały się ku ziemi. Chociaż Selen sam nie uważał się za najprzystojniejszego mężczyznę, w wyobraźni nie umiał odmówić urody własnej matce. Była więc przepiękną, młodą kobietą, która dopiero co zakwitła i wyłącznie prawem Południa uznana mogła być za dorosłą.
Tacy właśnie byli ci nowo odkryci i zmyśleni rodzice Selena.
Mężczyzna uśmiechnął się krzywo i lekko potarł po policzku, na którym ciągle widniały ślady po kocich pazurach. Teraz pozostawało jedynie zastanowić się nad tym, dlaczego Idril i Tantiel go porzucili. Wyobrażał sobie, że był wyczekiwanym dzieckiem i dopiero przed samymi jego narodzinami sprawy zaczęły się komplikować. Czy to niespodziewanie Idril zatęskniła za domem, w którym się wychowała i to poróżniło ją z Tantielem, który pragnął dla nich lepszej przyszłości w stolicy Mag Mell? Nawet jeśli dotąd podróżował tam zaledwie kilka razy, słyszał wszystkie te opowieści o bogactwie największego i najbardziej rozwiniętego miasta w Królestwie i chciał, by i jego rodzina doświadczyła choćby ułamka tej świetności. Idril zaś nie marzyła o niczym więcej, jak o powrocie do znanych sobie, ukochanych sidhe – ostatecznie przecież wciąż była tak młoda, wciąż była niemal dziewczynką. Nieprzygotowana na bycie matką, samotna i niezrozumiana, zaraz po narodzinach Selena opuściła więc męża i syna i powróciła w rodzinne strony. Nieradzący sobie z opieką nad tak małym dzieckiem Tantiel zmuszony był pozostawić Selena pod drzwiami przytułku, nie nadając mu nawet imienia.
A może, choć takiego scenariusza Selen rozważać nie chciał, Idril zgasła w połogu, nie nacieszywszy się ani małżeństwem, ani macierzyństwem, a pogrążony w rozpaczy Tantiel oddał ich dziecko do sierocińca, widząc w nim zmarłą ukochaną.
A co jeśli to Tantiel nie wrócił, z którejś ze swoich podróży? Co, jeśli jako młody, obrotny kupiec, wywodzący się jednak z nizin społecznych, tak bardzo się komuś naraził, że Idril zamiast powitać dumnego ojca z dziecięciem powitym przed kilkoma dniami, jedynie zapłakała nad jego całunem? Czy ktokolwiek mógłby oczekiwać od tak młodej matki, że samotnie poradzi sobie z wychowaniem dziecka na nieznanej sobie ziemi? Choćby chciał, Selen nie mógł mieć jej za złe, że pozostawiła go pod drzwiami sierocińca, uznając za dziecko Północy, a sama wróciła w rodzinne strony z żałobą w sercu.
– Selenie? – Serdeczny, ciepły głos, wyrwał mężczyznę z zamyślenia, pozostawiając go jedynie z dziwnym uciskiem w piersi.
Kiedy sidhe podniósł wzrok, dostrzegł przy sobie uśmiechniętego lekko Opala, który oczywiście w dłoni musiał trzymać co najmniej jedną książkę.
– Co się stało? – dopytał nieco rozkojarzony mężczyzna, jak gdyby potrzebował dłuższej chwili na powrót do rzeczywistości.
Opal z zainteresowaniem zerknął na trzymaną przez niego stronę i rozpromienił się, widząc, z czym ma do czynienia.
– To ta luźna kartka z tego starego spisu, prawda? – zagadnął z uprzejmym zainteresowaniem, a Selen nie wiedząc czemu, poczuł się, jakby przyłapano go na czymś niewłaściwym.
– Tak… Tak – potaknął niepewnie, szybko starając się wymyślić jakąś wymówkę, nawet jeśli Opal o nic nie pytał. – Te stare runy bardzo mnie zainteresowały, więc czytam je, starając się zapamiętać – wyjaśnił w końcu, a chłopiec z entuzjazmem pokiwał głową.
– Są niesamowite, prawda? Naprawdę widać w nich jakąś „boskość”, mm? Zawsze im dłużej się im przyglądam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie mogą pochodzić z naszego świata – przyznał, a Selen uśmiechnął się blado kącikami ust i pokiwał głową. – Ale nie w sprawie run tu jestem – upomniał samego siebie Opal i zaśmiał się cicho. – Pan Lorcan i panicz Rivellben oczekują cię na śniadaniu.
– Już tak późno? – zdziwił się Selen, a Opal znów zaśmiał się cicho.
– Czyżby pochłonęła cię nauka, Selenie? – zażartował. – Po śniadaniu wstąp do biblioteki, jeśli znajdziesz czas, mm? Znajdę ci kilka ksiąg objaśniających znaczenie podstawowych run i poszukam też jakichś starszych zapisków, byś mógł od razu przećwiczyć to, czego się dowiesz – dodał wesoło, a Selen zsunął się z powalonego pnia drzewa i pokiwał głową.
– Tak, bardzo ci dziękuję… – zgodził się i raz jeszcze do Opala uśmiechnął, a chłopiec skinąwszy tylko głową, ruszył przodem w kierunku bocznego wejścia, skąd najbliżej było do biblioteki.
Selen popatrzył za nim i oblizał lekko usta.
W tym jego snuciu historii na temat własnego pochodzenia nie mogło być przecież nic złego. Nawet jeśli momentami tak bardzo angażował się w każdą z nich, że trudno było mu myśleć o nich, jak o całkowitych wytworach swojej wyobraźni, koniec końców nikogo tym przecież nie ranił. Prawda?

*

Obfite śniadania podawane w posiadłości Lorcana zazwyczaj kończyli przechadzając się po rozległym ogrodzie znajdującym się na tyłach posiadłości kupca. Poranek, choć bardzo wietrzny i pochmurny, stał się kolejnym południowym, wilgotnym dniem, więc i tym razem pozwolili sobie na długi spacer krętymi alejkami ogrodu, w którym, zdawało się, wiecznie kwitły kwiaty.
Stąpając po płaskich kamieniach, którymi wyłożono alejkę, Iason co chwilę zaciągał się zapachem lawendy, której wczesna odmiana zaczynała właśnie rozkwitać, oddzielając alejki od rozciągających się pomiędzy nimi pasami kolorowych traw i krzewów. Cześć z nich była starannie strzyżona przez służbę, ale też wiele było zakątków, gdzie dzikie bluszcze, oliwki czy akcje rozrastały się wedle swojej woli, niemal wcale nie niepokojone przez dłonie sidhe.
Przy boku kochanka zmierzali właśnie w kierunku jednego z takich zakątów, gdzie znajdowała się obrośnięta akacją altana. Mimo, że nie odeszli daleko od posiadłości, nie sposób było dostrzec między soczyście zielonymi liśćmi rozległego budynku, przy którym pracowała służba. Nie słychać też było ich cichych rozmów, czy poleceń wydawanych przez zarządców. Jedynym dźwiękiem, jaki ich otaczał, było bzyczenie owadów, których roje wirowały nad rabatą pudrowo różowych i pomarańczowych dalii, którą właśnie mijali.
Iason, choć nigdy nie wykazywał większego zainteresowania własnym ogrodem w Eirinn, nad którym pieczę miała Sisi, dopiero tutaj miał czas i sposobność, by zatrzymać się na chwilę i pochylić nad pięknem przyrody.
Zauważając grubego trzmiela z trudem przelatującego z kwiatu na kwiat, nieco się wzdrygnął. Zdecydowanie owady nie należały do cudów natury, które by lubił.
Widząc, że znajdują się już bardzo blisko altany wyzierającej spod dominujących ramion rozrośniętej akacji i bluszczy, wsunął dłoń na kark Selena i potarł go bez słowa po ramieniu.
Cieszył się, że w końcu mógł opowiedzieć mu swoją historię. Historię rodziny, którą utracił i za którą niekiedy niemożliwie tęsknił. Sam także poczuł coś na kształt ulgi, że Selen wie, ale też nie uważał, że było to usprawiedliwienie. Oczywiście wszystkie te wydarzenia go ukształtowały, ale przecież to on wybrał ten kształt i drogę bezwzględności, która podążał. Drogę zemsty i swego czasu beztroskę, której w ostatecznym rozrachunku jednak nie żałował. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mógłby, choć utracony ojciec i inna przyszłość, jaką mógł mieć prawdopodobnie do końca życia miały mu o sobie przypominać.
Także Zandar uwieziony w lochach Eirinn. Iason nie mógł o nim zapomnieć i nie żałował, że go pojmał. Nie żałował dokonanej zemsty. Nie sądził jednak, by Selen mógł to zrozumieć i choć od początku Iason nie planował zdradzać kochankowi tej tajemnicy, teraz czuł że musi. Że jeżeli coś miało się zmienić, to powinien wyjawić mu prawdę, obnażyć się do końca i być może zyskać jego wybaczenie. Choć gdyby mężczyzna zapragnął uwolnić oprawcę, Iason wiedział, że jedyną wolnością, jaką mógłby mu podarować, byłaby szybka śmierć.
Pochyliwszy się do Selena pocałował go w bok głowy i uśmiechnął się, czując pod wargami krótkie, miękkie włosy. Rozpatrywał też scenariusz, w którym Selen nie mogąc znieść jego okrucieństwa, postanawia odejść. Pewną częścią siebie pogodził się z tym, wiedząc, że jeżeli kochanek zdecyduje, że nie może dalej podążać przez życie z kimś tak okrutnym jak on, to pozwoli mu na to, nadal jednak mając na niego baczenie z ukrycia. Nie chciał dopuszczać do siebie naiwnej nadziei, że to, co ich połączyło było pierwszą i ostatnią szansą na spełnienie, znalezienie zrozumienia i partnera, z którym mogliby doczekać kresu swoich dni, a po śmierci zasiadać wspólnie wśród bogów.
Zmarszczył brwi i odepchnął od siebie uporczywe myśli, jeszcze bardziej irytujące niż latające nad uchem osy.
– Jesteś dzisiaj cichy – zauważył Selen i zwrócił twarz ku idącemu obok kochankowi. Widząc, jak ten wzdryga się, kiedy przed twarzą przeleciał mu jakiś owad, uśmiechnął się jedynie kącikiem ust. Sięgnął do palców Iasona na swoim ramieniu i potarł je, dalej przyglądając mu się uważnie.
Wydawało mu się, że mężczyznę wciąż pochłaniały wspomnienia, do jakich zmuszony był wrócić, wyjawiając mu swoją historię. Gdyby nie Lorcan, który jak zawsze miał w zanadrzu co najmniej kilka anegdot do opowiedzenia, śniadanie prawdopodobnie minęłoby im w ciszy, choć nie byłaby to ta sama gęsta, nieprzyjemna cisza, która do niedawna nieprzerwanie towarzyszyła im przez wiele ostatnich tygodni. Ta nowa cisza nie była naznaczona ani zniecierpliwieniem, ani obawami. W głowie Selena była niczym szeroka przestrzeń pozwalająca odetchnąć, zebrać myśli i nabrać dystansu.
– Chyba tak – westchnął kupiec i potarł mocniej ramię kochanka. – Zwyczajnie jest tu zbyt spokojnie. W porównaniu do stolicy, cóż…
– Brakuje ci uczt? – zagadnął Selen. – Jestem pewien, że jeśli wspomnisz o tym Lorcanowi, zorganizuje jakąś jeszcze dzisiaj.
Iason zaśmiał się tylko delikatnie i potrząsnął głową.
– Nie. Tak jest dobrze – zapewnił i skinął w kierunku altany. – Wejdziemy? Chyba muszę zacząć nosić jaśniejsze koszule, bo o ile na Północy czerń wydaje się być odpowiednia, tutaj słońce tylko bardziej mi dokucza – zauważył z westchnieniem i wspiął się z kochankiem po kilku stopniach prowadzących do wnętrza niedużej, drewnianej konstrukcji, wewnątrz której prócz niedużego okrągłego stołu, pod ścianami stały szerokie ławy i leżanki. – Na Północy także mniej mam czasu na zbędne myśli, których tutaj nie mogę łatwo odpędzić.
Selen wspiął się po schodach za Iasonem, a kiedy weszli do altany od razu podszedł do mężczyzny i złapał go za dłoń.
– Co to za zbędne myśli? – dopytał, podnosząc spojrzenie na jego twarz. – Czy po wczoraj… Czy wciąż myślisz o swojej rodzinie?
– Stale o niej myślę, będąc tutaj. – Iason wzruszył ramionami i założył za ucho lok, który wysunąwszy się z luźnego kucyka, łaskotał go w czoło. – Ale to nie są te zbędne myśli. To po prostu nostalgia, którą w Eirinn łatwo mi ukrywać – dodał i usiadł na jednej z leżanek stojącej pod ażurową ścianą altany porośniętą zielonymi pnączami. – Nim przyszedłeś na śniadanie, Lorcan wspominał, że wiele czasu spędzasz z Opalem w bibliotece – wtrącił, chcąc odejść od tematu własnej, nieistniejącej już rodziny.
– Cóż, tak… – przyznał Selen, od razu spinając się nieco, tak jakby Iason mógł przejrzeć to, czym zajmował się w ostatnim czasie. Jakby mógł wiedzieć o tych snutych przez niego wyobrażeniach i historiach. – Opal ma niesamowitą wiedzę – przyznał więc zgodnie z prawdą. – Objaśnia mi różne zagadnienia i pomaga w samodzielnym czytaniu. Chyba nie masz nic przeciwko?
– Nie, skądże. Cieszę się, że znalazłeś sobie tu jakieś zajęcie. Usiądź przy mnie, m? I opowiedz, czego nauczył cię Opal. Chętnie posłucham.
Selen wsunął się na leżankę obok Iasona i posłał mu delikatny uśmiech.
– Głównie pomagał mi w zrozumieniu różnych opowieści, przy których potrzebna była szersza znajomość naszych bogów i ich dokonań. Wiesz, Iasonie… Myślałem, że kiedy nauczysz mnie czytać, będę już wiedział naprawdę wiele, ale okazuje się, że każda księga, nad którą się trudzę, to nowe słowa, nowa opowieść i nowa wiedza. I, może uznasz to za zabawne, ale wydaje mi się, że kolejna przeczytana księga wcale nie sprawia, że wiem więcej, a uwydatnia mi zagadnienia, o jakich wcześniej nie myślałem nawet, że istnieją – przyznał i podniósłszy wzrok na mężczyznę, uśmiechnął się do niego niepewnie, zastanawiając się, jak wiele sensu ma to dla kochanka.
– Jestem pewien, że wiesz więcej, ale także przy okazji uświadamiasz sobie, jak wiele możesz się jeszcze dowiedzieć. A to znaczy, że wciąż wiele przed tobą. To dosyć przyjemna myśl, prawda? – Kupiec oparł głowę o ramię Selena i przymknął oczy. – Nie chciałbyś tu jednak zostać na zawsze?
Selen lekko oblizał wargi i potaknął delikatnym skinieniem głowy.
– Tak, czasami myślę, że tak… – musiał przyznać. – Ale nie tu jest nasze prawdziwe życie, mm? – zauważył i wsunął palce na plecy Iasona. Pochylił się też delikatnie ku mężczyźnie i wargami musnął jego miękkie włosy.
Iason skinął głową, nie mogą się nie zgodzić ze słowami kochanka. Wiedział, że była to prawda, choć jednocześnie żałował, że po powrocie na Północ te chwile beztroski nigdy już nie wrócą. Wtulając się w Selena, spod wpółprzymkniętych powiek obserwował roztaczający się wokół nich ogród. Miał wrażenie, że nigdy wcześniej nie pozwolił sobie na tyle lenistwa.
Nie miał pojęcia, ile czasu spędzili tak wtuleni w siebie. Prócz ciepła partnera, Iason czuł także jego szczupłe palce przeczesujące mu co chwilę włosy.
– Panie…? – Z zamyślenia wyrwał go niezmieniony przez dojrzewanie głos jednego z wielu służących Lorcanowi chłopców.
Kupiec uniósł się z ramienia Selena i spojrzał ku niemu roztargniony.
Służący zacisnął palce na jasnej obszernej koszuli i zbliżył się kilka kroków.
– Posłaniec przywiózł list niedawno. To z Północy, panie – dodał uniżonym tonem i wycofał się niemal od razu, skinąwszy okrągłą główką, tak że bujne loki podskoczyły kilka razy.
– Dziękuję. – Iason ścisnął mocniej zalakowaną kopertę z pieczęcią własnego rodu i zmarszczył brwi. Wiedział, że Sisi czy Hann mieli pisać tylko w wypadku absolutnej konieczności, więc od razu poczuł większy niepokój.
Widząc zaciekawiony i uważny wzrok kochanka, posłał mu jednak uspokajające spojrzenie i pochylił się, by pocałować go lekko w policzek.
– Pozwól, że zajmę się w tym w gabinecie – powiedział, starając się, by Selen nie wyczuł jego zdenerwowania.
Baczne spojrzenie mężczyzny zadawało się przeszywać go na wskroś, jednak ten w końcu skinął tylko głową i odwzajemnił delikatny uśmiech, nie dając po sobie wiele poznać.
– Oczywiście. Idź…
Iason oblizał wargi. Przyzwyczaił się już do tego, że od kilku tygodni nie pokrywała ich warstwa tłustej szminki i zastanawiał się, czy po powrocie na Północ, będzie umiał do tego wrócić. Makijaż zawszę stanowił dla niego tarczę, osłonę przed spojrzeniami, które chciały dojrzeć jego słabość. Tutaj nie musiał niczego ukrywać. Nawet blizn po chorobie.
Uniósł się z leżanki i w kilku krokach zbiegł ze schodków altany, po czym ruszył szybszym krokiem w kierunku posiadłości inną drogą niż tą, która przybyli.
Nie mogą znieść niepewności, już w po kilkunastu metrach złamał pieczęć, by wyjąć z koperty list. Bez trudu rozpoznał proste, schludne pismo swojego podwładnego i przyjaciela, który w pierwszych zdaniach zapewnił go, że interesy spółki mają się dobrze i nie musi się o nie obawiać. Dopiero ostatni akapit dotyczący ich „gościa” sprawił, że Iason aż zatrzymał się w półkroku i poczuł, jak w dół jego ciała spływa coś zimnego.
Nie spodziewał się, że problem, z którym stale walczył, rozwiąże się sam. Oczywiście Zandar nie miał już nigdy ujrzeć świata poza lochami jego posiadłości, lecz wiadomość o jego śmierci sprawiła, że mężczyzna był już niemal pewien, że jeżeli Selen się dowie, że zmarł na skutek zleconych przez niego tortur i więzienia, nie spojrzy już na niego jak na sidhe. Nie planował go uwolnić, ale może gdyby miał okazję okazać mu choć nieco więcej łaski przed śmiercią, Selen nie uznałby go za tak okrutnego potwora?
Ze stężałą twarzą Iason oparł się o ławeczkę, przy której się zatrzymał i osunął się na nią z gorzkim grymasem, który zagościł na jego ustach.
Jak mantrę powtarzał sobie, że nie żałuje. Że Zandar, ta bestia, która skrzywdziła Selena, zasłużyła na wszystko, co ją spotkało. Nie wierzył jednak, że kochanek podzieli jego opinię, a jednak podjęta decyzja, że mu wyjawi ten brudny sekret, była już pewna. Jakby był krnąbrnym dzieckiem przesuwającym zabawkę po stole i patrząc jak zareaguje matka, kiedy ta znajdzie się już na granicy. Jakby chodziło o to, by sprawdzić, jak wiele Selen umiałby i jemu wybaczyć.

*

Siedząc naprzeciwko Iasona w basenie, który na pewno pomieściłby dwudziestu sidhe, Selen odchylił głowę do tyłu i przesunął spojrzeniem po wysokim suficie zdobionym przepięknymi płaskorzeźbami pnączy i kwiatów. Całą łaźnie wypełniał przyjemny, ale niezbyt intensywny zapach kadzideł, a unosząca się w powietrzu para wodna sprawiała, że Selen nie wiedział już czy to ona skrapla się na jego czole, czy to zwykłe kropelki potu. Uśmiechnąwszy się do kochanka, Selen odsunął się od brzegu i podpłynął do niego, odnajdując w tym dużo przyjemności.
– Umyć ci włosy? – zaproponował, bo chociaż Iason podpiął je wysoko, część wysunęła mu się spod strojnej klamry i wpadła do wody. Te kosmyki przy samej twarzy partnera skręciły się nawet mocniej niż zawsze, okalając ją w sposób, który nadawał kochankowi prawdziwie młodzieńczego wyglądu.
Iason skinął głową i chętnie przysunął się do Selena. Całe popołudnie rozmyślał o otrzymanym liście i wiedział, że nie było dla niego już ratunku. Wiedział, że te chwile spędzone z Selen mogą być ostatnimi wspólnymi chwilami.
– Umyj. – Skinął głową, lecz póki kochanek nie znalazł się za nim wychylił się, by skraść mu pojedynczy pocałunek, a później rozpuścił włosy, a klamrę odrzucił na kafelki przy brzegu basenu.
– Mm, to poczekaj chwilę – poprosił Selen i podciągnął się na brzeg.
Starając się nie zaprzątać sobie głowy własną nagością, przeszedł do niedużej kamiennej półki, skąd zabrał kilka pachnących olejków i czerpak do wody, by swobodnie polewać nim włosy kochanka. Kiedy do niego wrócił, przysiadł na brzegu i lekko potarł o siebie wargami.
– Chodź do mnie. Zmoczę ci włosy najpierw – poinstruował, a kiedy kochanek już usiadł tyłem do niego, zaczął delikatnie polewać mu włosy wodą, starając się uważać, by ta nie spłynęła mu do oczu.
Iason odchylił mocniej kark, siedząc na brzegu basenu i poddając się delikatnemu dotykowi kochanka.
– Uwielbiam twoje dłonie – powiedział nagle i uśmiechnął się pod nosem, czując jak woda spływa mu po plecach na wilgotne od pary kafelki.
Selen uśmiechnął się na ten komentarz i zaraz wylał na dłonie olejek, i zaczął wmasowywać go we włosy kupca, masując przy tym lekko skórę jego głowy.
– Tak? Zauważyłem, że stały się bardziej miękkie – zauważył z rozbawieniem, czując jednak w piersi dziwny ucisk. – To już nie te same dłonie, które przerzucały w porcie dziesiątki skrzyń dziennie – dodał z lekką melancholią w głosie.
Iason zaśmiał się tylko i sięgnął do dłoni Selena, by przyciągnąć ją do swoich ust.
– Ale nadal są to dłonie, które kocham – odparł i zaraz pozwolił Selenowi wrócić do przerwanej czynności. – Dostałem dzisiaj list z Północy. Wszystko w domu w porządku – powiedział krótko i przymknął ponownie oczy, odchylając głowę na kark.
Selen potaknął i odetchnął cicho. Zdawało mu się, że ostatnio temat Północy, temat Eirinn i domu częściej pojawiał się w ich rozmowach, a wizja powrotu nie była aż tak odległa, jak jeszcze kilka tygodni wcześniej.
– Będę tęsknić za Południem – musiał przyznać. – Mam nadzieję, że z czasem uda nam się tu wrócić? – zagadnął, zsuwając palce z włosów Iasona na jego ramiona. Zaczął masować je delikatnie, od razu zauważając jak bardzo kochanek był spięty.
– Jeżeli będziesz chciał, to na pewno – odparł od razu mężczyzna i westchnął, czując przyjemnie rozluźniający dotyk. – Uch… Trochę niżej – poprosił, nie mogąc się temu oprzeć. – Mam wrażenie, że po pierwszej od lat wizycie, kolejne powinny być już łatwiejsze. – Rozbawiony zerknął przez ramię na Selena, a widząc jego rumiane od pary policzku, poczuł przyjemne dreszcze.
– Życzyłbym sobie, żeby były. I nie tylko ze względu na ciebie, ale też tak zwyczajnie, egoistycznie, bo z każdym dniem bardziej się w Dorie zakochuję – odparł partner tylko i znowu przeniósł dłonie na jego włosy, a po chwili zaczął spłukiwać z nich olejek.
Iason skinął głową, poddając się cierpliwie tym wszystkim zabiegom. Walczył z myślą, że być może te wspólne podróże już nigdy nie nadejdą, jednak gdyby mieli się rozstać, a on miałby Selena pozostawić w Dorie, byłby o niego spokojny.
Kiedy kochanek skończył już z jego włosami i wyżął je z wody, Iason złapał go za dłoń i pociągnął ku sobie.
– Dziękuję. – Pocałował go lekko i przesunął palcami nad jego uchem, jakby chciał zaczesać mu nieistniejące już fale za ucho, jak to często robił w przeszłości. – Może teraz ja mógłbym coś dla ciebie zrobić? – zapytał i przesunął palcami w dół torsu kochanka pokrytego licznymi mniejszymi i większymi bliznami. Nadal było to jednak ciało, którego pragnął.
Selen uśmiechnął się kącikiem ust, nieco napinając mięśnie pod dotykiem Iasona i oddychając drżąco.
– Wszystko jest w porządku – zapewnił, przyglądając się jednak sunącym po jego ciele dłoniom kochana. Rozebranie się przed Iasonem w pełnym świetle nie kosztowało go może aż tak wiele, ale kiedy ten dotykał go w ten sposób, chcąc nie chcąc spinał się wyraźnie.
Do tej pory miał do swojego ciała bardzo dziwny stosunek i zwykle starał się zwyczajnie nie myśleć o własnej fizyczności, bo kiedy już zaczynał, nie do końca sobie z tym radził. Często czuł się tak, jakby jego ciało było jednym, a on był po prostu gdzieś obok, bo zbyt wiele zrobiono z nim wbrew jego woli, by wciąż potrafił myśleć, że należy wyłącznie do samego siebie.
– W porządku? To znaczy? – Iason odwrócił się do Selena przodem i sięgnął do jego ust, by pocałować je nieco mocniej. – Mogę cię dotknąć? – zapytał jeszcze, masując palcami jego biodro i zerkając w stronę niewzruszonego krocza.
Selen potarł o siebie wargami i uśmiechnął się do Iasona powściągliwie. Czuł, jak usta lekko go mrowią od tych drażliwych pocałunków.
– W porządku. Jeśli chcesz – potaknął, w jakiś sposób naprawdę tego pragnąc nie tylko przez wzgląd na kochanka. Nie umiał jednak tego wyrazić i zdawał sobie sprawę, że jego słowa też nie brzmiały najbardziej zachęcająco. – A mogę ja cię dotknąć? – zaproponował zamiast tego, dochodząc do wniosku, że tak będzie dużo prościej. Pochylił się do warg Iasona i sam zainicjował kolejny, głębszy pocałunek.
– Ty możesz robić ze mną, co tylko chcesz – szepnął kupiec zmienionym tonem i zacisnął mocniej palce na skórze sidhe, całując go żarliwie. – Ale też chciałbym, by i tobie było dobrze – westchnął, całując go po szyi i dłonią sięgając do miękkiego członka i masując go powolnymi ruchami. – Tobie przede wszystkim, wiesz?
– Uch, Iason… – Selen odetchnął zmienionym tonem, wsuwając dłonie na jego ramiona i zaciskając na nich palce. Przeszły go mocne dreszcze, których od dawna już nie czuł, co naprawdę go zaskoczyło. – Wiem, tak… Naprawdę wiem. – Pokiwał głową i potarł o siebie wargami, po czym naparł na tors sidhe, by odsunąć go od siebie na tyle, żeby być w stanie z powrotem wsunąć się do wody.
Kiedy zanurzył się w niej z powrotem, objął Iasona ciaśniej i pocałował go znów, przyciągając ku sobie. Pod wodą przesunął palcami po jego brzuchu, a kiedy dotarł do krocza, poczuł, że kochanek był już pobudzony.
– Przepraszam, że tak rzadko jesteśmy bliżej – szepnął przy jego wargach, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wyłącznie on za to odpowiada. Wcześniej, jeszcze na Północy długo obawiał się, że koniec końców kupiec mógłby nie pragnąć go już tak jak kiedyś, ale po tym jak na niego patrzył i jak reagował, wiedział, że nie było to prawdą. Że Iason dalej pożądał go mimo wszystko.
– Nie przepraszaj mnie… Po prostu teraz bądź blisko – odparł mężczyzna i pociągnął go bardziej na siebie, tak by znalazł się na jego udach. Zaczął masować go po podbrzuszu, a później objął oba ich penisy ręką i zaczął masować. Sam był już pobudzony i liczył na to, że kochanek także zareaguje. Masując je, całował partnera po twarzy i ramionach, a w końcu sięgnął wargami także do jednej z brązowych brodawek i possał ją lekko. – Uwielbiam twoje ciało – westchnął, drugą dłonią ściskając lekko jego pośladek i oczekując reakcji.
– Mm, tak? Bo ja uwielbiam ciebie całego… – odparł Selen drżącym tonem, starając się jednak humorem zamaskować nieco to, jak bardzo był przejęty. Czując wargi kochanka na swojej skórze, wsunął dłonie w jego wilgotne włosy, a potem delikatnie przesunął palcami po jego uszach, pieszcząc je czule.
Iason jęknął głośniej, czując jak obezwładniającą rozkosz daje mu ten subtelny przecież dotyk. Uszy zawsze były jego słabym punktem.
– O-och… Tak dobrze – jęknął, poddając się dłoniom Selena i nastawiając uszy do tego dotyku. Starał się go dotykać z wyczuciem, by i mężczyźnie było lepiej, by też czuł to tak mocno. Palcami sięgnął między jego pośladki i przesunął nimi delikatnie. – Uch… Selen! – zamruczał i nagle podniósł się na nogi, ujmując kochanka mocno i ułożył go na brzegu basenu. Od razu zaczął całować go po napiętym brzuchu a później szybko sięgnął wargami do jego męskości wystającej spomiędzy gęstych, czarnych włosów.
– Dobrze ci, Selenie? – zapytał, obcałowując go i wargami muskając jego jądra i pachwiny.
Mężczyzna napiął mocno mięśnie brzucha i odetchnął drżąco, kiwając jednak głową.
– Tak… – potwierdził, nie umiejąc jednak ani do końca się rozluźnić, ani czerpać z tego tyle samo przyjemności co kiedyś. Dreszcze, które wstrząsały jego ciałem były obiecujące i frustrujące zarazem, bo jego męskość była pobudzona naprawdę żałośnie niezauważalnie. – Iason… Dotkniesz mnie, wiesz, w środku? – zapytał po chwili, zdając sobie też sprawę z tego, że oblewa się rumieńcem. Nie bardzo rozumiał, dlaczego. Miał jednak nadzieję, że to pomogłoby rozluźnić mu się bardziej, bo od zawsze najintensywniej reagował właśnie na takie pieszczoty.
– Tak… – Iaon uniósł uda mężczyzny, tak by odsłonić jego pośladki i zaciśniętą dziurkę, wokół której również rosły grube włoski. Pochylił się, by lekko trącić ją językiem i zaraz odgarnąwszy sobie mokre włosy na bok, zaczął ją mocniej pieścić i lizać, by później powoli naprzeć na nią czubkiem języka. – To nie boli? – zapytał i jednocześnie pomasował wejście Selena opuszką palca.
– A-ach… Nie, nie boli… – jęknął mężczyzna nieco wyższym tonem i ściągnął brwi. – To jest, uch… Zawsze przyjemne, kiedy to robisz… – westchnął, mając wrażenie, że coś, czego od dawna nie czuł, dzieje się z jego ciałem.
Iason odetchnął w duchu w ulgą, wsuwając palec do środka i całując lekko udo Selena.
– Cieszę się… Chcę, żebyś dzisiaj już o niczym więcej nie myślał – szepnął, skubiąc lekko jego mosznę i powoli zagłębiając się palcem w aksamitnym wnętrzu, i poruszając nim delikatnie. Ustami ponownie sięgnął do penisa kochanka i zaczął go drażnić, i całować.
Selen jęknął cicho i podciągnął kolano wyżej, bardzo odruchowo chcąc po prostu dać Iasonowi do siebie lepszy dostęp.
– Mmmm… Iason…! – jęknął, sztywniejąc w końcu zauważalnie i oddychając dużo szybciej. – A ja, a-ach…! Naprawdę chcę się z tobą kochać… – szepnął chrapliwie, podrygując biodrami, żeby wpasować się lepiej w pieszczący go w środku palec.
Mężczyzna uśmiechnął się skromnie do i splunął na jego dziurkę, by móc w miarę gładko wsunąć do środka drugi palec. Kiedy to zrobił, uniósł się wyżej, by móc wcałować się w usta sidhe.
– Ja też… Pragnę cię, Selenie – westchnął, pieszcząc jego wargi i starając się odnaleźć wewnątrz jego ciała ten niesamowity punkt, którego dawno już nie dotykał. Dawno też już nie widział tak rozgrzanego Selena i cieszył się, że jego dotyk nie odstręcza go po tym, co ostatnio między nimi zaszło. – Sele-n… Kocham cię – westchnął, ocierając się sztywną męskością o jego nogę.
Selen odetchnął drżąco, odruchowo zaplatając dłonie za karkiem Iasona i zerknął szybko między ich ciała. Widząc swojego pobudzonego penisa, potarł o siebie wargami i rzucił Iasonowi szybkie spojrzenie.
– Te-eż cię kocham… – sapnął nieco niewyraźnie i policzkiem otarł się lekko o policzek kochanka. – Ach, tak…! Dobrze…! – jęknął wyższym tonem, gdy palce mężczyzny musnęły jego prostatę.
Iason odetchnął drżąco, poruszając palcami w powolnym rytmie.
– Mogę już w ciebie wejść? – szepnął chrapliwie przy jego ustach.
Selen pokiwał głową szybko i popatrzył na kochanka wyraźnie pociemniałym spojrzeniem.
– Tak… Tylko użyj olejku, mm…?
Iason skinął głową i wychylił się po olejek. Klęcząc między udami kochanka, wylał niedużą ilość na własne palce i nawilżył dziurkę, a później to samo zrobił ze swoją męskością. Drżał na samą myśl, że w końcu to zrobią, ale nie mógł pozbyć się obawy, że może to być ich ostatni już raz.
– Mów, gdyby bolało… – jęknął, napierając członkiem na wejście i zaciskając przy tym mocniej szczęki. Wrażenie było niesamowite kiedy wdzierał się powoli do ciasnego, gorącego wnętrza. – Se-elen…! – zawołał, odchylając mocniej jego udo i wsuwając się powoli głębiej.
– Iason…! – krzyknął Selen, mocno zaciskając oczy i wbijając paznokcie w plecy kochanka. – A-ach…! – jęknął, czując, jak dreszcze wstrząsają jego ciałem. Bolało, ale przyjemność też była niesamowita. Wydawało mu się, że jeszcze chwila, a zatraci się w tym uczuciu. – A-ach, Iason… Kocham cię, mm? Kocham… – szepnął chrapliwie, mocniej ciągnąc na siebie mężczyznę.
Górujący nad Selenem partner zacisnął mocniej zęby i pochylił nad jego ciałem, by móc lepiej widzieć jego twarz. Wpatrując się w grymas rozkoszy, poruszał się stanowczo w jego wnętrzu, z chwili na chwilę przyspieszając. Nie zamierzał się powstrzymywać po tak długim czasie hamowania się. Dopiero kiedy był już na skraju, przypomniał sobie, że przecież to może być ostatni raz, że choćby w związku z tym powinien tę chwilę przedłużyć. Widział jednak i czuł, że było już za późno.
– Selen…! – westchnął, układając się na jego ciele i czując, jak po plecach spływają mu stróżki wody z mokrych włosów. – Nmm! Haaa! – zawołał, odchylając głowę na kark i szczytując głęboko w jego wnętrzu.
Przez chwilę trwał w bezruchu, nie mogąc nawet złapać oddechu, lecz w końcu, dysząc ciężko, sięgnął do męskości kochanka i nadal poruszając się w nim delikatnie, zaczął go pieścić, pragnąc doprowadzić go do nie mniej obezwładniającego finału.
– Mmmm! – Selen jęknął głośno, czując, jak kochanek szczytuje w jego wnętrzu. – A-ach, Iason, tak…! – sapnął głucho, lekko podrygując biodrami, by wpasować się w dłoń mężczyzny jeszcze lepiej, by wycisnąć z tego zbliżenia jak najwięcej. – O-och, tak, tak…! – sapnął głucho, strzelając w dłoni partnera.
Na moment pociemniało mu przed oczami, więc przymknął powieki i przekręcił policzek, tak by dotknąć nim do chłodnej posadzki. Dopiero teraz poczuł też, jak niewygodne wybrali sobie miejsce, ale na tę myśl tylko uśmiechnął się nieznacznie i objął Iasona ciasno, starając się uspokoić oddech.
Było mu tak dziwnie lekko i był zwyczajnie szczęśliwy.
– Jesteś piękny – szepnął Iason, całując go po rozgrzanym policzku i uchu. – Dobrze ci? Powiedz…
Selen ścisnął Iasona mocniej i pocałował go w ucho.
– Uch, tak… Naprawdę dobrze, Iason, wiesz…? Naprawdę… – przyznał nieco zmienionym tonem, tak jakby sam nie do końca wciąż mógł w to uwierzyć. Tak często przecież myślał, że dni, w których mogli dzielić taką bliskość, minęły bezpowrotnie.
Kupiec uśmiechnął się krzywo i przetarł palcami spocone czoło kochanka. Powoli także wysunął się z jego wnętrza i pogłaskał go czule po udach, przyglądając się mu nieodgadnionym spojrzeniem.
– Jesteś dla mnie wszystkim – westchnął, czując jak ogłuszająco bije mu serce. – Wszystko bym dla ciebie zrobił, a tego… Tego, kto cię skrzywdzi, zmiażdżę bez żalu – dodał, oddychając głęboko i napinając się mocniej. Wiedział, że nie żałuje śmierci Zandara, żałował, co najwyżej, przyszłych konsekwencji i bał się ich. – Takim jestem mężczyzną, wiesz o tym, prawda?
Selen popatrzył na Iasona nieco czujniej i spiął się, wiedząc, do kogo nawiązuje kochanek. Nie chciał jednak o tym myśleć. Chciał cieszyć się tą chwilą, tą bliskością, za którą naprawdę tęsknił. Powoli uniósł się do siadu i syknął przy tym cicho, bo jego ciało wyraźnie odzwyczaiło się od takich aktywności.
– Wiem, Iasonie… – potwierdził w końcu i wychyliwszy się do policzka mężczyzny, pocałował go krótko. – Uch, beznadziejne miejsce sobie wybraliśmy, wiesz? – zagadnął lekko, chcąc zmienić temat, bo zbyt był szczęśliwy, by zaprzątać sobie głowę przeszłością, którą tak rozpaczliwie pragnął zostawić za sobą. – Tak mnie kości teraz bolą – odetchnął, wolno wsuwając nogi do basenu i mocząc je w ciepłej wodzie.
Kupiec odetchnął płycej i sam wszedł do wody, po czym zajął miejsce między kolanami siedzącego na brzegu Selena i ujął czule jego twarz w dłoń.
– Wybaczyłbyś mi? Gdybym to zrobił? – zapytał ciszej i odetchnął drżąco, wychylając się by pocałować Selena delikatnie.
Ten popatrzył kochankowi w oczy uważniej.
– Iasonie… – zaczął, zakładając mu włosy za uszy. – Przecież nie masz pojęcia, gdzie on jest, prawda…? – szepnął cicho. – Dlaczego do tego wracamy, mm? Teraz? – odetchnął prosząco i sam musnął wargi mężczyzny pocałunkiem.
– Bo chcę, żebyś mi wybaczył – szepnął Iason, obejmując Selena ciasno i wtulając twarz w jego gorącą szyję. – Zabiłem go. I zabiję każdego, kto cię skrzywdzi. Nie żałuję tego. Czy ty umiesz mnie takiego zaakceptować…?
– C-co? – wykrztusił Selen, wpatrując się w kochanka z niedowierzaniem. – O czym ty mówisz…? Zabiłeś?
– Znalazłem go niedługo po tym, kiedy porzucił ciebie pod posiadłością i przetrzymywałem w lochu… Dzisiejszy list od Hana zawierał informację, że nie żyje – wyjaśnił kupiec, odsuwając się na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy nieustępliwie.
Selen odetchnął drżąco, naprawdę oszołomiony tą informacją. Na myśl o tym, że kiedy on spał spokojnie w komnatach Iasona, gdzieś głęboko pod posiadłością przebywał Zandar, aż go zemdliło. Nie umiał sobie tego wyobrazić. Tym bardziej teraz, kiedy, zgodnie z tym co mówił kochanek, był już martwy.
– Ja… Nie mogę uwierzyć, bogowie… – jęknął cicho, mając wrażenie, że jeszcze chwila, a serce wyrwie mu się z piersi.
– Już nigdy cię nie skrzywdzi – dodał Iason, całując go delikatnie i gładząc palcami jego plecy.
– Tak… – zgodził się po chwili Selen, starając wziąć się w garść.
W rzeczywistości nie do końca to do niego docierało, tak jakby wyobrażenie sobie śmierci swojego oprawcy były zbyt abstrakcyjne. Tak jakby Zandar tak po prostu nie mógł przestać istnieć. Przełknąwszy głośno, popatrzył na twarz partnera pociemniałym spojrzeniem i lekko sięgnął do jego policzka.
Ostatnio tak często widywał go bez makijażu. Bez całej tej fasady.
I teraz, gdy mężczyzna się w niego wpatrywał, czuł, że jest mu prawdziwie drogi, czuł się dla niego jedynym.
– Kocham cię, Iasonie… Kocham cię niezależnie od wszystkiego.

2 myśli na temat “Indigo. Akt 12

  1. Hejeczka,
    wspaniale, i mamy przełom, Selen w końcu ten krok zdecydował się zrobić, to już można liczyć, że bedzie jak dawniej i dobrze zareagował na nowinę o Zandarze że był przetrzymywany w lochach, ale mamy tutaj i Isaona który otwarcie mówi, że zrobi wszystko aby był bezpieczny i szczęśliwy… liczę że dowiemy się coś o rodzicach i dlaczego go porzucili…
    no kurcze dziewczyny naprawdę liczę, że wrócicie do tego opowiada, bo miało być tylko trochę zwłoki, a tutaj… a ja zwlekałam z komentarzami ostatnich aby mieć no więcej…
    Dużo weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

Dodaj komentarz