Indigo

Indigo. Akt 8.

Niebo jaśniało, kiedy wracał do posiadłości Lorcana. Do wyjścia z miasta odprowadziło go kilku sidhe, którzy tańczyli z nim aż do ostatniej piosenki zanim muzycy nie padli z wyczerpania. Towarzysze podtrzymując go po obu stronach szli krok w krok, oplatając się ramionami i opowiadając mu zmienionymi od wina głosami przeróżne historie – a to o tym, jak w ubiegłe lato odwiedził ich któryś z licznych potomków Lyiona, a o tym, że sami chcieliby zwiedzić świat, że może on zabrałby ich ze sobą na swój statek i zawiózł do Eirinn. Opowiadali też jak Iason świetnie tańczył, jak niesamowitym było, że on, syn ich ukochanego Edgara był tu między nimi. To sprawiało, że Iason czuł się kochany, podziwiany, tak jak zawsze lubił, ale także przypomniało mu, dlaczego od tak wielu lat unikał powrotu do Dorie.
Pożegnali się pocałunkami i uściskami, życzeniami dobrej nocy i rychłego spotkania nazajutrz.
Kiedy został już sam i był na ostatniej prostej do posiadłości Lorcana, który już kilka godzin wcześniej wymknął się do niej, z którymś z kolejnych kochanków, Iason zdał sobie sprawę, że zostawił w altanie kaftan. Jego przepocona koszula zaplamiona była winem i nie wierzył, że będzie nadawała się do czegoś więcej niż szmata do podłóg. Rękawiczki zgubił także już dawno, a i stan jego makijażu, jak podejrzewał, musiał być tragiczny. Dorie miało jednak w sobie coś takiego, że nie dbał o blizny widoczne na wierzchu dłoni, czy też o te mniejsze na policzkach. Otaczający go sidhe nie dbali o nie także. Był dla nich piękny, był synem ich ukochanego Edgara, więc kochali go, traktowali jak swojego, choć on w głębi serca nie czuł się ich. Nie czuł się niczyj. Nie czuł się nawet swój.
Pewnym i zbyt gwałtownym krokiem typowym dla pijanych przemierzył podjazd pod rezydencję Lorcana i okrążając wielką fontannę wszedł chwiejnie na ganek. Czuł się nadal rozpalony tą nocą, tańcem, winem. Nadal dudniło mu w głowie, a ciało miał tak gorące! Te południowe tańce miały w sobie coś takiego, że choć początkowo były wirowaniem, z czasem stawały się ścieraniem, pulsowaniem, dociskaniem. Tak wielu sidhe miał w ramionach tej nocy. Tak wiele warg muskało jego policzki czy nawet usta, przed czym, bogowie mu świadkami, starał się uciekać. Kolejne kielichy wina, kolejne ciała dociśnięte do jego boku rozpalały go jeszcze mocniej, a on choć wiedział, że nie powinien, dociskał je do siebie równie mocno. Ostatkami zdrowego rozsądku umykał jednak w objęcia kolejnego partnera czy partnerki i trwał przy niej dopóty, dopóki sytuacja ponownie nie stawała się zbyt niebezpieczna dla jego spragnionego ciała. Wiedział, że to pragnienie zaspokoić mógł jeden tylko sidhe i sam także chciał, by zaspokajał je tylko ten jedyny.
Kiedy wpadł do ociekającego złotem hallu niemal natychmiast pojawił się przy nim służący.
– Paniczu! Pomogę panu – rzucił mężczyzna, najwyżej osiemdziesięcioletni, bo pracownicy Lorcana rzadko kiedy bywali starsi, a jeżeli już to zajmowali o wiele bardziej odpowiedzialne stanowiska niż odźwiernych. – Paniczu, zaprowadzę pana do komnaty…!
– Nie dotykaj mnie. – Iason zbył go nieprzyjemny tonem, zbyt pijany by dbać o kurtuazję. Z rozchełstaną koszulą ruszył w kierunku schodów na piętro.
– Więc pomogę panu przynajmniej dojść na górę… Paniczu! – wołał chłopak i zaraz znalazł się ponownie przy nim. Obejmując go pod ramię, pomógł mu wspiąć się na górę, co okazało się sporym wyzwaniem.
Kiedy byli już na korytarzu, Iason odsunął się od niego i zaraz chwiejnym krokiem skierował się ku ostatnim drzwiom. Dopadł do nich, ale kiedy je uchylił i wpadł w mrok komnaty jego pobudzenie nieco ostygło. W świetle świtu widział rysującą się pod cienką narzutą sylwetkę kochanka i oblizał wargi.
Pragnął go. Całe jego ciało tak dręczone tej nocy pragnęło w końcu znaleźć zaspokojenie w ciele Selena. Pragnął go całego. Wraz z jego ranami i bliznami, wraz z przeszłością i tym, co wydarzyło się niespełna trzy miesiące wcześniej. Nie obchodziło go to. Nie miało znaczenia. W tym momencie zwyczajnie go pożądał i nie mógł już czekać. Nie tej nocy.
Podszedł do łóżka powoli, uważnie obserwując postać kochanka i wsunął się na nie niemal bezszelestnie, co w jego stanie było wielkim wyczynem. Wsunął się na ciało mężczyzny, całując go przez materiał, a kiedy dotarł ustami do jego karku, pocałował go jeszcze żarliwiej. Czuł jak jego mięśnie lekko się napinają, więc objął Selena rozpalonymi ramionami i wtulił krocze w jego pośladki, czując, że dzieli je od jego ciała ta przeklęta narzuta.
– Pragnę cię… Tylko ciebie – szeptał, całując szyję i kark kochanka pocałunkami mocno przesiąkniętymi południowym winem. – Pragnę cię… Tak bardzo cię pragnę – westchnął, sięgając ustami do jego ucha i wcałowując się w nie namiętnie.
Selen skulił ramiona pod pocałunkiem Iasona i odsunął się od niego płynnym ruchem. Nie spał, gdy kochanek wszedł do komnaty, bo osiągnięcie spokoju podczas samotnej nocy wciąż było czymś poza jego zasięgiem. Niemniej gdy usłyszał stukające o parkiet obcasy mężczyzny, pomyślał, że ten zaraz wsunie się na łóżko, obejmie go jak zawsze i obaj nareszcie zakosztują odrobiny snu. Był jednak zaskoczony stanem, w jakim wrócił do niego Iason, ale nie mógłby określić tego uczucia pozytywnym.
– Iason… Połóż się przy mnie. Chodźmy spać, w porządku? – podsunął szeptem i przekręciwszy się pod kochankiem na plecy, sięgnął do jego policzka i pogłaskał go lekko. Dawno już nie widział mężczyzny w takim stanie i nie miał pojęcia, co powinien o tym myśleć.
Iason pokonując opór dłoni kochanka, wychylił się do jego ust i wcałował się w nie mocno.
– Zaraz… Najpierw pozwól mi… – szeptał, jednocześnie wyciągając spomiędzy nich narzutę i napierając mocniej na Selena. – Pozwól mi cię kochać. Nie mogę już dłużej… Nie mogę tego znieść. Kocham cię… Pozwól mi… Tylko dzisiaj. Ja nie mogę tak dłużej – jęknął, wsuwając się między uda kochanka i ocierając się mocno o jego krocze. Sam był tak niemożliwie twardy, że czuł, jakby już za chwilę miał szczytować.
Selen zacisnął dłonie na koszuli kochanka i spiął się mocno, zupełnie nie nadążając ani za pocałunkiem, ani za całą sytuacją. Przekręcił głowę, żeby umknąć ustom Iasona i odetchnął drżąco. Serce biło mu w piersi w jakimś szaleńczym rytmie.
– Iason… proszę, mm? – odetchnął zmienionym tonem, starając się złapać na sobie spojrzenie mężczyzny. Nawet kiedy udało mu się to na chwilę zrobić, było ono zbyt mętne, by mógł szukać w nim jakiegokolwiek zrozumienia.
Gdy znów poczuł wargi kochanka na swoich, poczuł się naprawdę nieprzyjemnie. Zapach alkoholu, jakim mężczyzna zdawał się być przesiąknięty, w żadnym wypadku nie działał na niego dobrze.
– Wezmę go do ust, mm? – zaproponował chrapliwie, nie mogąc jednak zignorować podniecenia kochanka. – Będzie ci naprawdę dobrze. Przecież tak lubisz? – zauważył i w końcu sam lekko pocałował Iasona po policzku, choć w ogóle nie był w stanie się rozluźnić.
– Nie chcę do ust – westchnął chrapliwie Iason, przesuwając dłoń w dół ciała Selena i pod nie, by ścisnąć jego pośladek. – Chcę ciebie. Ciebie całego – szepnął, całując go łapczywie po szyi. – Selen… Och, Selen… Tak cię pragnę, mój piękny… Moja pralinko…
– Iason, proszę… Nie mogę, wiesz przecież – odetchnął chrapliwie Selen, znów odsuwając się od warg mężczyzny.
– Ja też… Też już nie mogę – szepnął kupiec, wsuwając obie dłonie na pośladki Selena i ściskając je mocno. Nie pamiętał już, kiedy ostatnio ich dotykał, nie pamiętał, kiedy ostatnio mógł całować Selena w ten sposób. Ale potrzebował tego, chciał tego. – To przecież ja – jęknął wciskając się mocniej w krocze Selena i obejmując się jego udami. – Och…! Och, bogowie…! – wyjęczał, poruszając mocno biodrami, by otrzeć się mocniej o Selena. – Bogowie…!
Ściskając jednym ramieniem Selena, drugim sięgnął do swoich spodni i rozwiązał je szybko, by z jękiem ulgi wyjąć na wierzch sztywnego członka. Cały aż drżał z ekscytacji, chaotycznych myśli o tym, że w końcu po tylu miesiącach będzie mógł zaznać tej namiętności, za którą tak tęsknił. Był tylko śmiertelnym sidhe, brakowało mu tego. Mimo wszystko tak bardzo brakowało mu zwykłego seksu.
Kiedy wtulił pulsującą męskość w krocze Selena i starł się z nim ponownie, jęknął głośno i podrzucił mocniej biodrami.
– Selen…! Selen! – wzdychał co chwilę, dłońmi ponownie sięgając do jego pośladków i sięgając palcami dalej. Kiedy wyczuł pod nimi szparkę kochanka, poczuł mocniejsze uderzenie gorąca. – Och… Odwróć się, chcę ją pieścić…!
Selen spiął się jeszcze mocniej, ale i tym razem uszło to uwadze mężczyzny. Iason pożerał go wzrokiem i dotykał tak, jakby naprawdę rozpaczliwie tej bliskości pragnął, przez co Selen z chwili na chwilę czuł się coraz bardziej zobowiązany, by mu ją dać. Przecież powinien. Tak samo jak powinien być wdzięczny, że po tym wszystkim mężczyzna, nawet jeśli pijany, to wciąż go pragnął.
– N-nmmm, nie chcę… Chcę widzieć twoją twarz, w porządku? – zapytał chrapliwie, nie chcąc się z Iasonem szarpać ani go odrzucać. Czuł, że jest mu to winien. Ostatecznie przecież byli kochankami, a od tak dawna nie było między nimi takiej bliskości.
Oddychając ciężej, Selen wsunął udo na biodro Iasona, żeby ten miał do niego lepszy dostęp.
– Hej… Iason, mm? – zagadnął, starając się znów złapać na sobie jego spojrzenie. Tak bardzo bolało go w piersi. – Hej, kocham cię, wiesz? Iason? – szepnął chrapliwie, mając jednak wrażenie, że do mężczyzny nie docierają jego słowa.
Iason pocierając dziurkę Selena, dopiero po chwili przeniósł wzrok na twarz kochanka i spojrzał mu dłużej w oczy, choć nie mógł za bardzo go skupić przez swój stan. Wychylił się do ust kochanka i pocałował je krótko i czule, zaraz jednak napierając suchym palcem na wejście kochanka i wzdychając ciężko.
– Wiem – szepnął nieswoim głosem i wtulił twarz w szyję mężczyzny. – Już nie mogę – powtórzył rozpaczliwie i na nowo podrzucił biodrami. Gdzieś z tyłu głowy obijała mu się myśl, że robi coś niewybaczalnego, ale nie umiał się powstrzymać. Nie umiał tego powstrzymać.
Przeniósł jedną z dłoni do ust i nabrał na nią nieco śliny, po czym cofnął palce do szparki i naparł na nią niecierpliwie. Nie przygotowywał jej długo, trzęsąc się aż cały na myśl, że już zaraz zagłębi się w ciele kochanka.
– Uch…! Już…! Bogowie – sapnął rozkładając szerzej uda mężczyzny i przysuwając do jego wejścia swoją męskość. Otarł się wilgotną od preejakulatu główką o zaciśniętą dziurkę i naparł na nią z głośnym jękiem. – A-ach! Ta-ak! – zawołał zadzierając wyżej nogę Selena, by mieć na to widok. Na całe jego krocze.
Drżącą mocno dłonią pomasował jego miękkie przyrodzenie i zmarszczył mocniej brwi, wciskając się głębiej.
– Przepraszam – szepnął nagle, opadając na ciało kochanka i obejmując dłonią jego policzek. – Przepraszam, przepraszam – wzdychał, czując jak jego biodra zaczynają same nim poruszać, penetrując ciasne wnętrze kochanka. Wtulił ponownie twarz w szyję Selena i objął ciasno jego ciało. – Już nie mogę. Nie mogłem… Tak tego pragnę – szeptał, poruszając się w nim chaotycznie.
Selen wczepił palce w loki Iasona i chociaż w pierwszej chwili zamknął oczy, otworzył je natychmiast rozumiejąc jak wielkim było to błędem.
– W porządku… To nic… Kocham cię. Iason…? Powiedz moje imię, mm? – wykrztusił zmienionym głosem, chcąc słyszeć mężczyznę. Nie mieć żadnych wątpliwości, co do tego, że to on trzymał go w ramionach.
Zupełnie nie skupiał się na bólu, jaki czuł z każdym pchnięciem zbyt oszołomiony tym wszystkim, by tak naprawdę odczuwać cokolwiek w pełni.
– Nmm…. Selen – szepnął Iason chrapliwie, poruszając się w jego wnętrzu niezdarnie i niemal rozpaczliwie. – Selen…! Nmmm… Selen! – jęczał dobijając się biodrami do jego pośladków i krocza. – Kocham cię…! Ach, mój słodki! – wycharczał, wciskając twarz w jego szyję i podrzucając biodrami mocno, w końcu doszedł głęboko we wnętrzu partnera. – A-ach! Selen! – zawołał przy tym, obejmując go ciasno, jakby naprawdę docierało do niego, że przez to mógł go stracić. Przez swoją niecierpliwość, gwałtowność, brak pohamowania. Spocony i drżący ściskał go nadal mocno, nie chcąc mu dać się odsunąć, nie chcąc odsunąć się samemu chociażby po to, by wysunąć męskość z jego ciała. Za bardzo się bał. Ciało Selena także drżało, a on nie miał pojęcia, czy to co zrobił było jakkolwiek wytłumaczalne. Nie umiał teraz o tym myśleć, ale nie miał też czuć ulgi. – Przepraszam… Wybacz mi – szepnął zduszonym głosem i pocałował kochanka spierzchniętymi wargami po szyi. Zaciągnął się ponownie jego zapachem i przymknął oczy. – Tak cię pragnę. Całego. Ze wszystkim. Jesteś mój…
Przeczesując palcami miękkie loki Iasona, Selen wpatrywał się w sufit ozdobiony delikatnymi freskami. Drżał lekko pod ciałem kochanka, nijak nie potrafiąc nad tym zapanować.
– Też cię kocham, Iasonie – wyszeptał po jakimś czasie głosem, który zdawał mu się odległy i zupełnie obcy. W głowie miał pustkę. Cały czuł się pusty.
Oddychał głęboko, starając się uspokoić, a gdy w końcu doszedł do siebie na tyle, by odważyć się poruszyć, spostrzegł że kochanek zasnął. Przełknął głośno gorycz, która narastała mu w ustach i ostrożnie zepchnął z siebie mężczyznę. Kiedy ten wylądował na miękkiej pościeli, w odpowiedzi zamruczał jedynie i mocno wtulił twarz w poduszkę. Selen obserwował go uważnie, obawiając się, że mężczyzna może się obudzić. A nie chciał, żeby się budził. Nie teraz.
Gdy był już niemal pewien, że Iason zapadł w głęboki sen, powoli podniósł się z łóżka, uparcie ignorując pulsujący ból między pośladkami. Nie mógł i nie chciał go do siebie dopuścić.
Nocna koszula, w której sypiał, opadła na dół, przykrywając mu kolejno biodra i uda, aż dosięgnęła do połowy łydki. Selen odetchnął drżąco i ruszył w stronę drzwi, czując się kompletnie oderwanym od rzeczywistości. Było już całkiem jasno i choć do śniadania na pewno pozostało jeszcze nieco czasu, przez myśl nie przeszło mu nawet, że na korytarzu może natknąć się na kogoś z służby. Musiał po prostu wyjść, musiał zaczerpnąć tchu i zrobić coś z tymi emocjami, które tak uparcie w sobie dusił, a które napierały na niego coraz mocniej, chcąc mu się wyrwać.
Wyszedł na boso na korytarz i idąc przy jednej ze ścian, skierował się ku wschodniemu wyjściu z posiadłości. Nie byli u Lorcana bardzo długo, ale Selen kojarzył już parę miejsc, w tym oczywiście wyjście na wspaniały, odizolowany ogród mężczyzny. Nie miał pojęcia, czy po drodze ktoś w ogóle go widział, tak bardzo skupiony był na swoim celu. W głowie miał tylko niezwykle kolorowe pąki kwiatów, z których część już zakwitła, a każdego kolejnego dnia było ich więcej i więcej. Selen niewiele wiedział o kwiatach – niewiele wiedział o czymkolwiek, ale to nie sprawiało, że nie umiał docenić piękna i zachwycić się nim.
Pchnął drzwi, wychodzące na ogród, a kiedy stanął w przejściu, delikatne ciemne włoski zjeżyły mu się na łydkach i ramionach. Wiosenne poranki, choć były dużo cieplejsze i łaskawsze niż w Eirinn, wciąż miały w sobie jakieś wspomnienie zimowych mrozów, które docierały nawet na głębokie południe. Wolnym krokiem ruszył przed siebie usypaną z kamieni ścieżką. Wyraźnie czuł każdy z nich pod bosymi stopami, ale to wcale mu nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Wschodnie wyjście na ogród było chyba najmniej reprezentatywne i właśnie dlatego tak go do siebie przyciągało. Nie było tu wiele dzieł, które wyszłyby spod rąk sidhe, a jedyną ich ingerencją było raczej doglądanie roślin, które ostatecznie i tak rozwijały się niezależnie od czyjejkolwiek woli. Kiedy Selen zszedł na trawę, odetchnął drżąco, czując rosę na podeszwach stóp.
Zewsząd otaczały go barwne kwiaty i niewielkie owocowe drzewka, których nie znał z Eirinn, choć być może owoców niektórych z nich miał już okazję spróbować, odkąd zamieszkał w posiadłości Iasona. Za cel obrał sobie ogromny pień drzewa, w którym wycięto coś na kształt miejsca do spoczynku. Mężczyzna nie był pewien, czy jest to pień wyjątkowo przerośniętego, ale wciąż zwykłego drzewa, czy raczej mały okaz gigantów spotykanych jedynie w południowych Wielkich Lasach. Tak czy inaczej miejsce wydało mu się dobre na złapanie tchu. Było ciche i odizolowane, a właśnie tego zdawał się w tej chwili potrzebować.
Kiedy wsunął się na wydrążony pień, poczuł się mniejszy niż kiedykolwiek, choć całkiem dobrze i od dawna już znał to uczucie. Podciągnął nogi pod brodę, dalej uparcie ignorując kłucie między pośladkami i wilgoć na udach. Odgradzanie się od tego, co zaszło, szło mu zaskakująco dobrze i gdzieś na granicy świadomości, miał wrażenie, że właśnie tak byłoby lepiej dla wszystkich. Czy gdyby znów postawił się w pozycji ofiary, to nie zaczęłoby być nudne? Nawet dla samego siebie stopniowo stawał się coraz bardziej śmieszny i żałosny.
Dostrzegłszy między krzakami jakieś poruszenie, zerknął w tamtym kierunku, spinając się bezwiednie, a gdy zobaczył niewielkiego burego kociaka, aż uśmiechnął się do samego siebie. Zauważył, że albo Lorcan miał słabość do kotów, albo zwyczajnie nie zaprzątał sobie głowy ich obecnością, bo wiele kręciło się po terenie posiadłości. Zbyt wiele jak na rolę szczurołapów, którą normalnie koty mogły pełnić.
– Cześć, kocie – zagadnął do niego Selen wciąż jakby nie swoim głosem i uśmiechnął się drżącymi kącikami ust.
W przypływie duszącego uczucia, wystawił dłoń ku zwierzakowi, próbując go do siebie przywołać. Co zaskakujące, kot okazał się całkiem oswojony, bo niemal od razu skierował się ku wyciągniętej ręce, jakby oczekując, że coś w niej znajdzie. Ponieważ Selen nie miał niczego, uśmiechnął się tylko bardziej, gdy kot mimo wszystko się zbliżył i mrucząc, zaczął ocierać się o jego palce.
Mężczyzna aż zadrżał w duchu i poczuł nagle tak przemożną chęć przytulenia się do kogokolwiek, że porwał kota w ramiona.
– Hej, ale jesteś puszysty, co? – zauważył, czując, jak lekko szklą mu się oczy i ścisnął zwierzaka jeszcze mocniej, drapiąc go między uszami i przytulając policzek do jego ciepłego boku. Nawet jeśli był to tylko kot, Selen czuł w sobie tak niewysłowioną wdzięczność za możliwość cieszenia się obecnością innej żywej istoty. Kot wciąż pomrukiwał, a mężczyzna z każdą kolejną chwilą czuł, jak emocje narastają w nim i narastają. Nawet bardziej niż wcześniej. – Uch…! – sapnął Selen i mocno zamknął oczy, gdy kociak machnął mu przed nimi pazurami, ostatecznie przejeżdżając mu nimi po twarzy. Z całą pewnością nie był gotów na przyjęcie aż tak żarliwych uczuć. Za dużo było ich w Selenie na jednego małego kota. – Hej, myślałem, że się lubimy – rzucił mężczyzna, kiedy zwierzę zaskoczyło na trawę, a potem szybko ruszyło ku krzakom, z których wcześniej się wynurzyło.
Uśmiech zastygł na wargach Selena, gdy obserwował umykającego przed nim kota. Kąciki ust mimowolnie wygięły mu się w dół, a on mocno zacisnął powieki, a pięść podsunął do ust i wbił zęby w szorstką dłoń.
Jeden policzek piekł go mocno przez zadrapanie, tak samo jak wciąż bolało go między pośladkami. Niemniej największym bólem był ten, który zdawał się rozdzierać mu klatkę piersiową. Czuł, jak wstrząsa w nim szloch, przed którym tak długo i dzielnie się wzbraniał. Nagle jednak wstrząsnął nim całą siłą, jakby chcąc pokazać mu, że wciąż jest w stanie odczuwać tak intensywnie. Choć wcale już nie chciał ani wcale nie powinien. Na co komu były jego łzy, na co żal? Czy poruszał już kogokolwiek, czy powodował jedynie frustrację? Nawet on sam czuł się tak bardzo zawstydzony faktem, że znowu płakał, że znowu cierpiał, choć przecież tłumaczył sobie, że nie było powodu. To nie Iason był tym, który go skrzywdził. On był tym, który wciąż go pragnął i czy w takim razie nie powinien czuć szczęścia i wdzięczności. Czuł, że powinien, ale jakoś tak, mimo najszczerszych prób, nie umiał.

Iason obudził się nagle, czując jakby spadał. Drgnął wystraszony, a serce biło mu tak nieprzyjemnie, że jeszcze chwilę wpatrywał się w jasne freski na odległym suficie i dopiero po kilku minutach zrozumiał, że jest w łóżku sam. Zerknął w kierunku okna i zdał sobie sprawę z tego, że jest już dawno po południu, więc nie mógł być zaskoczony, że nie ma przy nim kochanka.
Czuł się wyjątkowo brudny. Czuł się nagi i lepki i szybko przypomniał sobie powód tego stanu, a to zmroziło krew w jego żyłach. Pamiętał wszystko. Zarówno tę wczorajszą, szaloną noc pełną tańca i wina, jak i to co zrobił później.
Jak mógł tak się zachować? Jak mógł zrobić Selenowi coś takiego?
Wolną dłonią sięgnął do swojej twarzy i przetarł ją, czując jak gardło zaciska mu jakaś niewidzialna pięść. Nie mógł uwierzyć, że było go na to stać. Że wystarczyło kilka tygodni wstrzemięźliwości od seksu, a on gotów był wziąć niemal siłą skrzywdzonego mężczyznę. Ale zrobił to. Zrobił.
Uniósł się do siadu i rozejrzał po pustej, przepastnej komnacie.
Oczywiście była znamienita. Pełno było to pięknych północnych mebli o białych rzeźbionych nóżkach i szlachetnych kształtach. Obite w granatowe i czerwone aksamity fotele czy kanapy stały na przepięknych południowych plecionkach. Ciężkie pstrokate kotary wisiały nad wielkimi oknami, które wpuszczały do środka popołudniowe słońce. Iason nie spodziewał się niczego mniej po rezydencji Lorcana. Było w niej wszystko co najlepsze mężczyzna mógł podkraść północnej wygodzie z typowym dla siebie południowym przepychem.
Iason zwlókł się z łóżka ciągnąc za sobą letnią narzutę pod którą spali i podszedł do jasnego stołu, na którego środku, na wiklinowej podstawce stała ogromna patera z dojrzałymi, świeżymi owocami a tuż obok mosiężny dzban z wodą i pucharek. Nalał do niego wody i wypił ją łapczywie.
Zesztywniał momentalnie, kiedy usłyszał jak drzwi się otwierają, nie będąc pewnym czy jest gotów na konfrontację z kochaniem.
– Panie…? Kąpiel jest już gotowa, zapraszam panicza do łaźni – powiedział młodziutki chłopiec o krągłej, opalonej buzi. Iason spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi i uniósł wyżej podbródek.
– Wiesz, gdzie jest Selen? – zapytał ochrypłym głosem i dolał sobie wody.
– Zaraz po śniadaniu poszedł do biblioteki. Mówił, że pragnie przynieść kilka ksiąg, by móc z panem poczytać tego wieczora, skoro nie będzie dzisiaj biesiady na rynku – wyjaśnił chłopak i zaplótł dłonie za plecami.
Iason skinął głową i przesunął spojrzeniem po ciele służącego, który wbity był w błyszczącą seledynową tunikę i jasne getry. Ciemne loki okalały jego dziecięcą jeszcze twarz, a wielkie piwne oczy spoglądały na niego z ciekawością ale i swego rodzaju mądrością.
– Na panicza także czeka śniadanie, choć już za niespełna godzinę wszyscy będą zasiadać do obiadu. Pan Lorcan żywi również nadzieję, że znajdzie panicz chwilę na rozmowę z nim…
Iason machnął tylko lekceważąco ręką i odstawił pucharek, po czym ruszył w kierunku drzwi prowadzących do niedużej łaźni przylegającej do ich komnat.
Kiedy znalazł się w niej, ominął balię z parującą wodą i przeszedł do niedużej miednicy stojącej na stoliku pod bieloną ścianą i umył twarz z resztek makijażu. Nie lubił swojej twarzy bez niego, ale odkąd swego czasu zaczął pokazywać się takim Selenowi, jakoś przestał dbać przynajmniej przy nim o swoje blizny na policzkach. Kiedy otarł twarz i omiótł swoje odbicie w lustrze ponownie poczuł jak coś ściska mu serce. Szczupłe, lecz umięśnione ciało choć w kształtach ładne, mogło odpychać licznymi zaczerwieniami, bliznami pozostałymi po wrzodach. Jasne pozbawione ciemnej pomady brwi i złote rzęsy bez grama tuszu przywoływały mu na myśl obraz słabego, zbyt delikatnego mężczyzny, którym zwykł być w przeszłości. Naprawdę nie lubił tego siebie, a mimo to niejednokrotnie znajdował przyjemność w obserwowaniu Selena, który z kolei przyglądał się jemu. Prawdziwemu jemu, który był zderzeniem właśnie takiego słabego mężczyzny oraz potwora, co w finale dawało hybrydę o naprawdę podłym charakterze. Iason to wiedział.
Przez lata nie dbał o to, mając na celu jedynie dobro spółki, którą musiał zarządzać. Nie myślał nawet o tym, czy rzeczywiście chciał nią zarządzać. Tak wypadało, a Lorcan mówił, że to było jego dziedzictwo. Rola do której go zachęcił – rola silnego, bezwzględnego mężczyzny – była czymś, w czym się naprawdę odnalazł. I być może gdyby nie Selen, nie myślałby o tym teraz. Być może posuwałby teraz dziwki ze swoich burdeli, nie przejmując się niczym więcej niż własną przyjemnością.
Jednak w pewnym momencie życia się przejął. Przejął się Selenem. Jeszcze później doświadczył strachu jakiego nie znał nigdy, bo nigdy nie miał nic do stracenia. Stracił wszystko, gdy był jeszcze młody, a późniejsze doświadczenia wymazały tamten ból. Dopiero kiedy Selena porwano poznał tak zupełnie świadomie jak paraliżujący jest to lęk i uzmysłowił sobie, jak wiele jednak posiada.
Podczas podróży, mając czas na rozmyślanie, stale wspominał godziny i dni spędzone przy łożu kochanka, gdy ten pozostawał nieprzytomnym, a czasami myślami wracał do lochów pod rezydencją, gdzie gnił Zandar, co jakiś czas dręczony torturami, które uwielbiał zadawać mu własnoręcznie. Czy gdyby Selen wiedział, nie byłby zły? Czy ulżyłoby mu? A może po ubiegłej nocy widział w nim już jedynie potwora?
Kupiec z westchnieniem przeszedł do bali i wsunął się do gorącej wody.
– Przyniosłem więcej wody, by umyć paniczowi włosy – powiedział służący i kiedy Iason odchylił kark na brzeg balii, przegarnął jego włosy do tyłu i podstawił pod nie sporą miednicę, a później zaczął oblewać loki wodą z nabieraną przyniesioną przez siebie kwartą. – I jak się paniczowi podoba? Pan Lorcan mówił, że po praz pierwszy jest pan w jego rezydencji. I że po raz pierwszy od dawna jest pan w Dorie.
Iason westchnął tylko nieco poirytowany gadulstwem służącego, ale przymknął oczy i zignorował jego pytania.
– To niesamowite. Pan Lorcan pokazywał mi portrety pana Edgara, jest panicz tak podobny – zapewnił delikatnie, nawilżając pukle i zaraz namydlając je sprawnymi ruchami. – Aż żal, że panicza rodzinna rezydencja tak marnieje na wzgórzu. Wielokrotnie prosiłem pana Lorcana, by pozwolił mnie i innym tam pójść, ale on nie zezwala „obcym” na krzątanie się po tamtym miejscu. Żyją jeszcze dawni służący pańskiej rodziny i opowiadali jak piękne są to wnętrza… Pan Lorcan także często odwiedza posiadłość.
Iason uśmiechnął się cynicznie.
– Nie wątpię, że najchętniej odwiedza sypialnie mojego ojca? – prychnął i podrapał się przy obojczyku.
Chłopak milczał przez chwilę, najwyraźniej nieco zdezorientowany, a Iason mógł w końcu cieszyć się chwilą ciszy. Jakby nie mógł kazać służącemu po prostu milczeć.
– Tego nie wiem, paniczu – podjął po jakimś czasie, opłukując jego włosy z piany. – Jest jednak częstym gościem rezydencji, choć tak jak mówiłem, zazwyczaj udaje się tam w samotności. Żywił nadzieję, że zechce pan tam także zawitać.
– Lorcan mówi służbie chyba o każdym drobnym sekrecie swojego serca, mm?
– Jedynie o takich, które chciałby by dotarły do odpowiednich osób – odparł służący, a Iason odetchnął ciężej, poddając się jego delikatnym, drobnym dłoniom. – Proszę usiąść, zwiążę paniczowi włosy i zajmę się ciałem – polecił, a kupiec usiadł w bali i objął kolana ramionami czekając aż służący zepnie mu włosy. Po niedługiej chwili poczuł na plecach dotyk myjki nasączonej olejkiem i ponownie przymknął oczy. – Proszę spełnić prośbę pana Lorcana i udać się z nim do rezydencji. Naprawdę mu na tym zależało, a mówił mi, że wiążą panów dosyć bliskie stosunki. Pan Lorcan od lat jest samotny w Dorie. Być może gdyby bywał panicz częściej, ulżyłoby to jego sercu… Zawsze z taką radością wybiera się do Eirinn na spotkania z panem.
– Och, Lorcan znamienicie cię wytresował, prawda? – burknął bez przekonania kupiec i napiął się cały. – Lorcana decyzją było pozostanie tutaj w Dorie. Sam wybrał sobie ten los, niech nie narzeka. Bycie tu w samotności jest najmniejszą tragedią, która mu się w życiu przydarzyła, zapewniam – powiedział nieco prześmiewczo, ale skulił mocniej ramiona i przymknął oczy, opierając policzek o kolano.
Chłopiec mył jego ciało z właściwą dla siebie delikatnością i troskliwością.
– Niech panicz wstanie – poprosił ciszej, a Iason z niechęcią uniósł się na nieco miękkich po wczorajszych szaleństwach nogach i przeniósł spojrzenie w kierunku zaparowanego okna. – Ma panicz piękne ciało – dodał ciszej służący, a Iason spojrzał na niego z góry zimno, wręcz pogardliwie.
– Aż tak ci się podoba? Dlaczego?
– Jest takie męskie, ale jednocześnie bije od niego jakaś kobiecość… Nie chcę panicza urazić – zastrzegł służący, przesuwając myjką po jego brzuchu naznaczonym bliznami. – Wielu jest wśród nas sidhe z Północy, ale panicz zdecydowanie wyróżnia się pośród nich. Nie tylko dlatego, że jest panicz synem pana Edgara, nie tylko dlatego, że jest pan tak przystojny… – dodał oblizując wargi i z niejakim zawahaniem sięgając do jego krocza, by i je obmyć myjką. – Ma pan w spojrzeniu coś takiego. Coś takiego jak pan Lorcan? Taką straszną samotność, mm?
Iason prychnął tylko i uniósł wyżej podbródek.
– Nie jestem samotny. Poza tym jestem tu z moim kochankiem. Nie brakuje mi niczego.
– Pan Lorcan ma wielu kochanków, ale żaden jeszcze nie zdołał ukoić jego samotności. Jak to jest z panem?
Iason westchnął poirytowany i osunął się do wody, choć chłopak nadal mył jego ciało.
– Chcesz ukoić moją samotność? – zapytał i odchylił kark na krawędź bali, a później wyciągnął nogę by oprzeć łydkę na przeciwległy jej brzeg. Chłopiec od razu przystąpił do obmywania jego stopy. – Nie jesteś ciut za młody, by być tak rozpustny, kwiatuszku?
Służący zarumienił się mocniej i potarł o siebie wargami.
– A może chcesz żebym zabrał cię na Północ? Pokazał ci świat, mm? Co ty na to? – zapytał, patrząc na chłopaka wyzywająco i unosząc stopę do jego ust. – Ile byś zrobił, żeby wyrwać się z tego raju? Z tej bajecznej rezydencji, zażyć życia w samym sercu Eirinn? – zapytał, a chłopiec przysunął drżące wargi i pocałował go lekko po wierzchu stopy. – Myślisz pewnie, że jestem tak dobry jak Lorcan, prawda? Twój kochany pan, który dba o swoje serduszka, łoży na wasze utrzymanie… – ciągnął, mocniej napierając na jego wargi nogą. – Z nas dwóch, to Lorcan więcej czasu spędził z moim ojcem, być może temu odnajduje się w pomaganiu biednym sierotkom, ale ja nie jestem ani trochę do niego podobny. Ani do Lorcana, ani do waszego słodkiego Edgara – dodał, z trudem wypowiadając to imię. – Nie masz pojęcia, z czym pogrywasz. Chcesz mnie uwieść? A może liczysz na moje współczucie? Nie mam w sobie ani współczucia, ani sympatii dla niczego, więc jeżeli nie chcesz skończyć sprzedany ku uciesze wielmożów Eirinn siedź lepiej grzecznie w kolorowym Dorie – wycedził z zimnym grymasem na ustach. Naparł mocniej palcami na jego policzek i odepchnął od balii. – Nie igraj z potworem, słodki chłopcze – przestrzegł go, nim ułożył się wygodniej w wodzie i przymknął oczy. – Odejdź. Niech mi przyślą służącego, nie taktyka, który pragnie coś dla siebie ugrać.
Chwilę po tym usłyszał, jak chłopiec wychodzi z pomieszczenia. Przez myśl mu przeszło, że w końcu był sobą. W końcu był Iasonem Netphenem Rivellbenem, w końcu był potworem, którego nikt nie był w stanie zrozumieć, czy pokochać. Potworem, który umiał posunąć się do czynów takich jak ten ubiegłej nocy.
Narastająca w nim złość sprawiła, że poderwał się z wody i wyskoczył z niej. Tknięty impulsem zamachnął się i strącił stojące na stołku obok buteleczki z olejkami, a później kolejno jednym machnięciem ramienia zrzucił z półek równo ułożone ręczniki i pozostałe flakoniki. Wszystkie roztrzaskały się na posadzce, ale to dla niego nadal było mało. Lekki drewniany regał, miednica z brudną wodą po jego włosach – wszystko zostało przez niego wywrócone, a on nadal kipiał ze złości. W końcu dostrzegł swoje odbicie w lustrze rozwiane włosy, rumiane policzki i potwora w spojrzeniu. Sięgnął po pierwszą lepszą rzecz, którą miał pod ręką, a którą okazał się być taborecik pomagający w wejściu do balii i rzucił nim w kierunku lustra. To roztrzaskało się na kawałki, a onez łoskotem spadły na blat stolika, na którym stało oraz na podłogę.
– Paniczu…? – Usłyszał obok i spojrzał na nowego służącego, wpatrującego się w niego w szoku.
– Wynoś się stąd! Wszyscy się wynoście! – huknął rozdrażniony, choć w pomieszczeniu znajdował się tylko chłopiec. Podszedł do niego, by wyrwać mu z rąk miękki, jedwabny szlafrok i posłał mu pełne furii spojrzenie. – Pieprzone Dorie…! Cieszcie się, że nie jestem waszym panem – warknął, wracając do komnaty i zatrzaskując za sobą drzwi do łaźni.
Był tak wściekły na siebie, tak strasznie rozbity. Nigdy nie był godnym następcą Edgara. Nigdy nie był godnym sidhe, a żadne miejsce jak Dorie nie przypominało mu o tym boleśniej.

7 myśli na temat “Indigo. Akt 8.

  1. Hejka,
    cudownie, mie wiem sama od czego tutaj zacząć… boję się bardzo o Selena cóż Issaon nie panował nad sobą, jak teraz będzie się czuł po tym… bo uważa że powinien być wdzięczny…
    Dużo weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie

    Polubienie

  2. Jestem najgorsza! Tyle czasu wypatrywałam nowego rozdziału i wierciłam dziurę w brzuchu o powrót do Mag Mell, a nie dość, że przez tyle czasu nie włączyłam komputera, żeby skomentować poprzedni rozdział, to jeszcze przegapiłam ten… Obiecuję nigdy więcej nie narzekać!

    Strasznie się cieszę ze wznowienia tego opowiadania! Uwielbiam losy bohaterów, paskudny charakterek Iasona i nawet tą jego ofiarę. Nie mogę się doczekać, aż Selen odkryje gdzieś w czeluściach lochów swojego oprawcę, który ma już własnego oprawcę. Ciekawe jak wtedy będzie patrzył na swojego ukochanego.

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Nikt nie narzeka, wszyscy się cieszą, że dajesz znać! Także jest posłuszeństwo <33

      Myślę, że Sel już widział tyle twarzy Iasa, że nie będzie bardzo zaskoczony xDD Selek jest inteligentny, choć myślę, że jest jakieś prawdopodobieństwo że w końcu przejrzy na oczy i wykopie tego cwaniaczka Iasa na zbity pysk. xDD
      Choć jest też jakaś szansa, ze Iason się zmieni, liczę, że nie straci przy tym za dużo. xDDD

      Pozdrawiamy serdecznie! <3

      Polubienie

  3. Jestem tak zajęta pracą, że nie zauważyłam nowego rozdziału. Mea culpe. Po przeczytaniu mam wrażenie, że nie jedno może się zdarzyć. Cudny erotyk, aż mam ochotę, by mój chłopak już ze mną zamieszkał i był blisko mnie. Rozmarzyłam się. Smutne, że na koniec zwątpił w siebie, chociaż nie powinien tak myśleć. Jest lepszym następcą niż myśli! Ot, co! Nieh pokaże na co go stać. Czekam na więcej. ;*

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Rozdziały nie uciekają, a czekają grzecznie, więc czytaj kiedy masz czas C:
      Mam nadzieje, że Twój chłopak Cię do niczego po pijaku nie zmusza jak Ias Sela i macie zdrowszą relację niż ta nasza parka, hehe!
      Dziękujemy za kolejny komentarz. Też czekam aż Ias pokaże na co go stać, a nie tylko wieczne awanturki…
      Pozdrawiamy ciepło! <3

      Polubienie

    1. Haha, no cóż, znęcanie się nad Czytelnikami czasami idzie w parze z byciem autorem, lecz jest to poświęcenie, na które jesteśmy gotowe xDDD
      A „dalej” już w niedzielę. Zapraszamy~~! <333

      Polubienie

Dodaj komentarz